#scary100challenge

Autor: praca zbiorowa

Typ: drabble




Czym jest #scary100challenge.


--46--


Za czym gonisz - Agnieszka Bock

Krople deszczu uderzały go w twarz. Ból rozrywał mu czaszkę, oczy poprzez czerwoną mgłę dostrzegały tylko mętne zarysy postaci ponad nim. Serce kołatało w panice o mało nie rozrywając klatki piersiowej. Krzyczało: weź oddech! Oddychaj!
A może to nie ono?
I wtedy rozpoznał ją, nachylała się nad nim.
Wyraźnie widział jej piękne, ciemne oczy i przerażenie z jakim się w niego wbijały.
Może to ona krzyczała?
Spróbował złapać oddech, lecz wypluł z siebie jedynie ciepłą ciecz, której krople naznaczyły jej twarz.
I wtedy zrozumiał. Przerażenie ścisnęło jego gardło.
Było mu cholernie zimno, wręcz lodowato.
W głowie usłyszał kojący, ciepły głos. "Jestem twym marzeniem, jestem twym spełnieniem, dogoniłeś mnie."
Otulony tymi słowami zasnął i już się nie obudził.


--45--


Bacz, kogo szukasz - Magda Czerniak


- Może tu leżysz? A może tu? - pytała raz po raz przechadzając się po starym i przez bogów zapomnianym cmentarzu.
Odwiedziła najstarszą wrocławską nekropolię, gdyż tam mieli być pochowani jej dziadkowie, których nigdy nie poznała. Księżyc powoli wychodził z nowiu ku pełni.
Wciąż miała ze sobą len, którym przedwczoraj zakrywała twarz podczas Dziadów, by nieprzychylna dusza jej nie zabrała. Teraz trzymała go kurczowo. Nie znalazła niczego prócz zapadłych, samotnych grobów.
Wróciła do domu. Ściągając płaszcz zamarła nagle. Zdążyła się obrócić i spojrzeć w wybałuszone ślepia wisielca.
- Tu jestem - usłyszała. Len upadł wprost na zdekapitowaną głowę dziewczyny litościwie zakrywając zdjętą przerażeniem twarz.


--44--


Bez tytułu - Lech Baczyński


Zegarek na desce rozdzielczej wskazywał 11:56.
– Spóźnię się na rozmowę! – krzyknęła.
– Widzisz, że nie ma gdzie zaparkować! – Jechał powoli, rozglądając się. – Wiem, jak bardzo ci zależy na nowej pracy – powiedział – ale pod tym biurowcem nie ma żadnego miejsca.
– Stań na ulicy!
– Zapomniałaś, że nasza religia zakazuje łamać kodeks drogowy? Nie próbuj wyskakiwać w biegu, to zabronione!
– Tam jest! – wskazała pustą przestrzeń.
– Tylko dla inwalidów. Wiesz co to znaczy?!
– Już 11:57, muszę wysiąść, teraz!
– Rozumiem – odparł, sięgając za fotel pasażera. Gdy wracali z działki, położył tam siekierkę.
Dobrze, że mam auto w automacie – pomyślał.
Zamachnął się i wbił ostrze w lewe udo.


--43--


"Chrobot" - Małgorzata Lewandowska

Obudził ich dobiegający spod łóżka chrobot. Mężczyzna zapalił lampkę. Ośmielona światłem kobieta wychyliła się sprawdzając podłogę.
Nic.
Przygryzła wargi. Zajrzała pod łóżko.
Znowu nic.
– Pewnie gołębie dostały się na strych – stwierdził mężczyzna.
– Dochodziło z dołu.
– To stary dom. Działa inaczej. Jutro sprawdzimy strych.
Jakby na potwierdzenie ponownie zachrobotało, dźwięk dochodził jednak z góry.
Następnego dnia ruszyli na poddasze. Przeczesywali strugami światła ciemności, gdy usłyszeli chrobot. Skierowali w tę stronę latarki. Coś uciekło. Kobieta podskoczyła. Mężczyzna przełknął ślinę i oświetlił kąt. Zobaczyli pisklę.
Zaklęła.
– Ale mnie…
Z tyłu dobiegło chrobotanie i wizg. Kobieta nie zdążyła krzyknąć, gdy pazury przebiły głowę mężczyzny.

--42--


"Marzenia ściętej głowy" - Franciszek M. Piątkowski

Głuche stuknięcie i poczuł się wiele lżej. 
- Więc jednak coś tam jest – pomyślał. – Ciekawe, jak teraz będzie. Czy można podróżować w takim stanie? 
Upadając stłukł boleśnie nos. Zadziwiające… tylko nos go bolał.
Nagle ręce małodobrego chwyciły go za włosy i podniosły z desek. Zobaczył ich. Bliżsi i dalsi sąsiedzi. Cieszyli się, wytykali palcami. Patrzył teraz na nich z taką samą pogardą, jak oni na niego.
- Bydło… Też tak się cieszyłem, kiedy rżnąłem wasze córki.
Małodobry odwrócił go w końcu tak, że zobaczył swoje bezgłowe truchło.
- Obrzydliwość – poczuł, że robi mu się niedobrze. – Jednak lepiej żeby…
Nadeszła ciemność.

--41--


„Czego się nie robi dla odtworzenia gatunku?” - Weronika Rogalska

Drżała, ale nie z zimna; pod skórą wędrowało nieprzyjemne ciepło.
Zagryzła wargi, powstrzymując wzbierający w gardle skowyt.
Brzuch, uda, stopy pulsowały bólem. Kobieta zacisnęła powieki.
Nitki żył wykwitły na bladej skórze. Rozległo się ciche buczenie oraz szeleszczące szepty, ucięte jak nożem, gdy wrzasnęła przeszywająco i zarzuciła głową w gorączce.
Uderzała potylicą o sterylny, zimny blat. Skrępowana pasami, warczała, wyklinała, błagała o łaskę szybkiej śmierci.
Skóra pękała, odpadała z mięsem, a z niego wychodziły pokraczne stawonogi o lśniących pancerzykach.
Spadały na lodowatą podłogę, niosąc ze sobą zapach wieczności. Powrotu. Chłodu zwycięstwa.
Tetrachele raiblany pełzły w kierunku luster weneckich. Nadal czuły głód.


--40--


Bez tytułu - Kazimierz Kyrcz Jr


Poszłam do babci, żeby dać jej zaproszenie na moją pierwszą komunię świętą. Babcia otworzyła drzwi z nożem kuchennym w ręce. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Wnusiu kochana, chcesz się może pobawić w chowanego?! – spytała groźnie.
Nie chciałam, ale widząc minę babci, w te pędy pobiegłam na podwórko w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłabym się ukryć.
Schowałam się za porośniętą winogronami altanką. Słyszałam jak babcia odlicza:
- Raz! Kropka. Dwa! Kropka! Trzy… Kropka. Cztery. Kropka. Pięć! Kropka. Sześć. Kropka. Siedem. Kropka. Osiem. Kropka. Dziewięć, kropka. Dziesięć. Szukam!
Babcia prawie od razu odnalazła moją kryjówkę. Złapała mnie za włosy i zaczęła ciąąąąąąąąąąąąąąąąąć mi gardło nożem, warcząc z złością:
- IDŹ JUŻ SPAĆ, WNUSIU!


--39--


"EPIDEMIA" - Kacper Kotulak


To trwało już jakiś czas. Tyle że na początku nie wyglądało wcale tak strasznie. Ot, gdzieś mignęła jakaś wiadomość o kolejnych osobach, o kolejnych… zainfekowanych. Ale oni wszyscy byli przecież tak daleko…
Do czasu.
W końcu musiało dotrzeć też do ludzi, których znałem, których lubiłem. Widziałem, jak dopada ich jednego po drugim. Przechodziło z jednej osoby na kolejną i rozprzestrzeniało się coraz szerzej.
A ja obserwowałem. Obserwowałem z narastającym lękiem. Obserwowałem z nadzieją, że może na mnie nie padnie. Może akurat ja będę odporny. Może akurat nade mną czuwa Opatrzność.
Nic z tego. I mnie w końcu nominowali do #scary100challenge.


--38--


"Gombrowicz" - Adam Froń


Szereg martwych, pozbawionych wyrazu gąb był naprawdę przerażający. Puste spojrzenia utkwione były w nicości, usta rozwarte lekko w poszukiwaniu choćby odrobiny powietrza, rysy zastygłe w błogiej bezcelowości.



Wszystkie czekały tylko na szansę, która mogła nigdy nie nadejść. Wszystkie równie nieświadome, że nie czeka ich żadna przyszłość.


Przechadzałem się z obrzydzeniem między setkami utraconych twarzy. Ja, jedyny prawdziwy, jedyny świadomy człowiek w lesie pustych skorup.


Starannie odwiesiłem na wieszak kawałek obwisłej, zmęczonej życiem skóry. Na kilka kolejnych dni wybrałem sobie inną. Słusznie pisał Gombrowicz, że nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę.


Z mojego magazynu wyszedłem z twarzą.



--37--


"Listonosz" - Anna Szumacher



– …wtedy wpada matematyczka z liceum. Zaczyna mnie ciąć piłą mechaniczną. Na połowę, na ćwiartki i ósemki, wrzeszcząc: „Nigdy nie nauczysz się ułamków!” – przerwał, biorąc łyk piwa. – A jaki jest twój najstraszniejszy sen?
Pisarz poruszył się niespokojnie.
– Więc… – zaczął. – Słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram. Listonosz, uginający się od kopert. Zaczynam je otwierać, a tam odmowy. Same odmowy dotyczące książek, które wysłałem. Których jeszcze nie wysłałem. A nawet tych, których jeszcze nie wymyśliłem…
Chciał jeszcze coś dodać, ale przerwał mu dzwonek. Mężczyźni zamarli w salonie, obserwując, jak żona Pisarza zmierza ku drzwiom i otwiera je, zupełnie nieświadoma.
– Kochanie! – usłyszeli. – Listonosz do ciebie!



--36-- 


"Słuchaj się mamy!" - Sylwia Błach


Oczka, zakryła dłońmi. Usłyszała mamusię:
- Nie podglądaj, licz do stu!
- Trzy, cztery…
Ekscytacja szybko utonęła w znużeniu.
Doszła do czterdziestu, rączki ścierpły. Przy
sześćdziesiątce palce zdrętwiały.
Przy siedemdziesięciu pięciu usłyszała wrzask. Nie ustępował ani na chwilę, to wpadając w wyższe tony, to gasnąc wśród śpiewu ptaków.
- Siedemdziesiąt sześć?
- Błagam, zawołaj tatę!
Zadrżała. Rozpoznała mamusię. Chciała pomóc, ale rozkaz był ważniejszy: “licz do stu, nie podglądaj”.
Przyspieszyła.
- Siedemdziesiąt siedem!
Raz nie posłuchała mamy.
Pamiętała krwawe pręgi, olbrzymie siniaki na brzuchu, godziny w ciemnej piwnicy.
Łza popłynęła po policzku.
- Siedemdziesiąt osiem, co jest po siedemdziesiąt osiem?
Dni mijały, a ona wciąż liczyła.b


--35--


"METAL OF DEATH" - Michał J. Walczak


Był piękny dzień, więc by lepiej wczuć się w mroczne klimaty, zaciągnąłem kotary i zatopiłem kawalerkę w półmroku.
Po chwili Burzum ryknął z winyla, aż głowa sama zaczęła mi latać. Nagłe pacnięcie w czoło wyrwało mnie z transu. Uniosłem wzrok w stronę sufitu. Zdobiła go szybko rosnąca ciemna plama. Pac.
Uchyliłem zasłonę. Snop światła padł na dywan, który coraz bardziej czerwieniał. Przetarłem twarz i wrzasnąłem na widok krwi na dłoni.
Gwałtowne łomotanie do drzwi prawie rozluźniło mi zwieracze.
Otworzyłem roztrzęsiony. Ledwo poznałem sąsiada - wyglądał jak rzeźnik pracujący na akord.
- Co do kur...?!
- Ostrzegałem, że któregoś pięknego dnia przez tą twoją muzykę krew mnie zaleje!


--34--


Bez tytułu - Agnieszka Kwiatkowska


Mieliśmy z Markiem ciche dni, więc nie zdziwiło mnie, gdy wrócił z pracy, przeszedł korytarzem i bez słowa zamknął się w pokoju. Z westchnieniem zanurzyłam się w wannie pełnej wody. Nie zamierzałam go za nic przepraszać, ale siedział naburmuszony już trzecią godzinę. Zapukałam – zero odzewu, jedynie światło padające spod drzwi i odgłosy krzątaniny. W końcu zirytowana napisałam mu smsa:
DALEJ JESTEŚ OBRAŻONY? ROZUMIEM, ŻE KOLACJĘ MOGĘ ZJEŚĆ SOBIE SAMA?
Odpisał niemal natychmiast:
NIE JESTEM OBRAŻONY. KOLACJA NA PEWNO BĘDZIE BARDZO DOBRA. POCZEKASZ NA MNIE I ZJEMY RAZEM? JA ZA GÓRA PÓŁ GODZINY BĘDĘ W DOMU. PRZEPRASZAM, ZASIEDZIAŁEM SIĘ W ROBOCIE.


--33--


"dobRze mnIe zaPamiętacie" - Aga Pilecka


Challenge? Że niby wyzwanie? Wyzywasz mnie?! I co, myślisz, że nie dam rady? Ja nie dam rady?! Serio?! No to teraz patrz! Jej oczy płonęły ze złości. Była wściekła, że ktoś w nią nie wierzy. Była smutna, że po raz kolejny jej możliwości są niedoceniane. Te uczucia sprawiły, że nie tylko postanowiła podjąć wyzwanie, ale też chciała zrobić to w taki sposób, by zostać zapamiętaną. Chcieli by było strasznie, będą mieli strasznie! - powiedziała sama do siebie, jednocześnie skanując strony swojego pamiętnika. Publikowała je, połykała tabletki, zapijała alkoholem. Będzie najstraszniej, bowiem od zawsze rzeczywistość była tym, co przeraża ludzi najbardziej!


--32--


Bez tytułu - Strangely Twisted


Tak jak powiedział Wiewiór – nanosimy na siebie święte olejki Pana. Rozsmarowujemy po twarzy, ciele – wszędzie tam, gdzie chcemy i nie chcemy, bo jak mówi Wiewiór – kontakt z Panem musi być bliski i dogłębny.


Śpiewamy o barce, którą Pan pozostawił na brzegu, bo chciał zapalić gibona albo dwa. Następnie Wiewiór wznosi ręce ku górze mówiąc słowa modlitwy. Coś o swoim czerniaku i romansie ze słońcem. Wsmarowuje olejek w uszy i na ustach po czym grzebiąc w gaciach wyciąga palec i mówi, że musimy być czyści, bo Pan sprawdza grzech poprzez penetrację duszy.


Necrotizing fasciitis – wyje. Wujek Google mówi, że to jedząca mięso bakteria.


--30-31--


"Szare Bóstwo" - Tomasz Czarny


- Mamusia była bardzo niegrzeczna, mamusi należy się kara… - powiedział facet wpatrujący się w odciętą głowę żony i matki, która spoczywała na stoliku do kawy w salonie.
- Ale tatusiu, mama nie ma rączek i nóżek, została jej tylko główka… - dziewczynka spojrzała smutno na to, co pozostało z jej rodzicielki. Ojciec popatrzył na swe dziecko ze zrozumieniem.
- Tak, kochanie, ale musimy napełnić się mamą do końca, inaczej Szare Bóstwo nie będzie zadowolone – Obłęd w jego oczach wzrastał z każdą sekundą. Atmosfera stała się gęsta i nerwowa.
- Ale ja wcale tego nie chcę! Tęsknię za mamusią, tato. Oddaj mi moją mamusię.



"Szare Bóstwo II" - Tomasz Czarny


- Ale co to jest Szare Bóstwo, tato? – zapytała przestraszona dziewczynka. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Szare Bóstwo jest przerażające i tak wszechpotężne, że nawet nie powinienem wymawiać jego imienia na głos! Co ja kurwa, zrobiłem! Biada nam! Musimy się posilić, by to w nas rosło…
- Tato, boję się! – mały aniołek był bliski płaczu. Mężczyzna chwycił dziecko za rękę i ścisnął ją mocno. Otarł swe własne łzy i poszedł do lodówki, skąd wyciągnął rękę brunatnego koloru i duży słoik z jakąś brunatną mazią w środku.
- Posil się nią, zanim to nadejdzie, zanim nadejdzie królestwo Szarego Bóstwa…


--29--


"Miłość uskrzydla" - Red Luk



Klara od dwunastu lat widziała jego czarne, wygłodniałe oczy. W podstawówce, by jej zaimponować, Maciek łapał do ust muchy i wypuszczał je żywe.
Poszedł za nią do liceum, na studia. Teraz mieszkał w pokoju obok, a Klara nie mogła wytrzymać upiornego bzyczenia, które co noc dobiegało zza ściany.
Ostatnio Maciek przychodził również we śnie. Materializował się w jej łóżku i patrzył.
Poprosiła o pomoc Tomka, kolegę ze studiów, który bez wahania wyważył drzwi do pokoju prześladowcy. Krzyknął, gdy obsiadła go bzycząca chmara. W pokoju były tylko muchy.
Mężczyzna uciekł, rozgniatając owady.


A Maciek wkrótce wrócił. Bez ręki.
I nadal patrzył.



--28--


"Śnieg" - Piotr T. Dudek


– Mamo, patrz, śnieg pada! – Krzyś paluszkiem wskazał trupioblade niebo, a jego zaspaną twarzyczkę rozpromienił uśmiech szczerego, dziecięcego zachwytu.
Gosia oderwała wzrok od umieszczonego na desce rozdzielczej radia, które wciąż od nowa przeszukiwało cały zakres fal FM, i dostrzegła białe drobiny osiadające na przedniej szybie wlokącego się opustoszałą autostradą samochodu. Odruchowo uruchomiła wycieraczki, ale te, zamiast zetrzeć śnieg, tylko rozmazały go w szare, tłustawe smugi.
Kobieta przyglądała się temu przez chwilę w ciszy, a potem wychrypiała nieswoim głosem:
– Śpij, skarbie. Przed nami długa droga.
Nachyliła się, by pocałować chłopca w czoło i dyskretnie odpięła pasy bezpieczeństwa – swój i jego.
Samochód przyśpieszył.


--27--


"Strzyga" - Karol Mitka



To nie może być prawda, pomyślał na widok bladej, odzianej w niegdyś piękną, teraz podartą w strzępy suknię kobiety wynurzającej się z oparów mgły zasnuwającej las. Zauważył, że unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Osłupiały z przerażenia, zawiesił wzrok na ogromnych piersiach, celujących w niego sterczącymi sutkami. Potem zerknął na obnażone łono. Strzyga obdarzyła strażnika figlarnym uśmieszkiem. Przeniósł wzrok na dłonie o kościstych palcach zwieńczonych szponami i zadrżał ze strachu. Podpłynęła bliżej i złapała go za krocze oblizując lubieżnie wargi. W świetle księżyca błysnęły kły. Teraz zrozumiał, dlaczego potwornie okaleczone ciała jego kolegów wyróżniał jeden szczegół. Wyraz błogości na twarzach.



--26--


"Problemy ze snem" - Dawid Kain


– Co pana do mnie sprowadza?
Pacjent wydawał się skołowany, ale odpowiedział:
– Problemy ze snem.
– Trudności z zaśnięciem, wczesne budzenie się?
– Nie, ja w ogóle się nie budzę. Nigdy.
– Czyli teraz to też jest sen? Skąd taki wniosek?
– Zawsze… zawsze pojawia się ten potwór.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
– Proszę wierzyć, żaden z nas nie śpi. A na jawie wszystkie potwory okazują się ludźmi – odparłem, myśląc o małoletnim kierowcy, ostrzu zderzaka i głowie córeczki na kolanach żony. Syn ministra sprawiedliwości, ukarany tylko pouczeniem.
Pacjent zacisnął wargi, a potem ostrożnie zsunął z twarzy ludzką maskę.
W czarnych paciorkach jego oczu nie dostrzegłem śladu człowieczeństwa.


--25--


"Melancholia" - Bartłomiej Fitas


Kolejny jesienny wieczór. Życie pokornie ustępuje ponurej stagnacji, strugi deszczu spływają po szybach, zimny wiatr bezlitośnie wygina gałęzie, a ja próbuję zrozumieć pacjenta.
- To wróciło – mówi.
Zawsze wraca, odpowiadam w myślach, doskonale go rozumiejąc. Depresja jest nałogiem takim samym jak alkohol, czy narkotyki, niszczy życie i zabija równie skutecznie.
Nagle rozlega się pukanie i nim zdążę odpowiedzieć, drzwi się otwierają. Do gabinetu wchodzi żona pacjenta.
- Przepraszam, że nie poinformowałam pani wcześniej. Dzisiaj rano mój mąż popełnił samobójstwo.
- Słucham? – odpowiadam ze zdziwieniem.
- Podciął sobie żyły. Wykrwawił się – wyjaśnia drżącym głosem.
Spoglądam na fotel naprzeciwko. Pacjent wzrusza ramionami.


--24--


„Legowisko” - Jacek Wilkos


Położył się na łóżku. Czekał. Gdy pozostali domownicy usnęli, wyjął z szafki nocnej nóż. Podciągnął koszulkę, ukazując długą bliznę biegnącą wzdłuż boku. Delikatnie przeciął szwy i odłożył narzędzie. Kończyny spłaszczyły się, jakby uszło z nich powietrze, a tułów nienaturalnie się wybrzuszył. Coś wyślizgnęło się z ciała na podłogę i wpełzło pod łóżko. Wąska, ciemna przestrzeń dobrze imitowała jego naturalne legowisko.
Rano obudzi się jako pierwsze. Wsunie się do powłoki, zaszyje ranę i zakryje ubraniem. Jest drobiazgowe. Dba, aby nikt nie zauważył szczegółów odróżniających je od istoty ludzkiej, wie, że to nigdy nie może wyjść na jaw.
Wszystkie osobniki tak robią.


--23--


"Tatuaż" - Maciej Klimek


Wiecie czym jest szczęscie?
To nie jakieś durne zakupy, kochająca osoba czy pełen portfel. Szczęscie to nowy, oczojebny Lovecraftowski tatuaż na ramieniu!! Tygodnie wyrzeczeń w końcu się opłaciły i z dumą pisze te słowa czekając na jutrzejszy termin.
Oczywiście starzy coś tam marudzili: "bla bla jak to bedzie wyglądało na starość: no normalnie a jak ma dziara wyglądać, zresztą pierniki nic sie nie znają na mackowej modzie", zresztą nieważne, bo jestem już na miejscu.
Studio spodobało mi się odrazu, czystość, sterylność: wiecie profesjonalizm na 100 procent, formalności to też sekunda: teraz zostaje tylko czekać aż tatuażystka przyniesie czerwony tusz i można zaczynać.
Tylko kurcze dlaczego tyle jej nie ma? Przecież przyniesienie potrzebnych narzędzi nie zajmuje tak długo, chyba trzeba wejść i sprawdzić...
Nie jestem znawcą i obce są mi tajniki tworzenia czerwonego tuszu ale w życiu bym sie nie spodziewał że zrobiony jest z swieżych płodów wrzucanych do blendera.. no ale w końcu zapłacone: przecież nie wyjde bez tatuażu!


--22--


„Przesyłka dla Antosia” - Marek Ścieszek


– Dzień dobry, kurier. Zastanę pana w domu?
– Oczywiście. Czekamy na pana.
– Mógłby pan wyjść? Jestem na zewnątrz.
– Nie bardzo. Nie mam z kim zostawić dziecka.
W przyłożonej do mego ucha komórce zapada cisza. Kilka stłumionych słów w tle. Dźwięk zrywanego połączenia. Dwie minuty później słyszę kroki na klatce schodowej i dzwonek do drzwi.
– Proszę do środka.
– Trzeba będzie podpisać. W tym miejscu. Fajny dzieciak.
Odwracam głowę. Za moimi plecami stoi Antoś.
– Tak – odpowiadam. – Ta przesyłka jest właśnie dla niego.
– A co jest w pudełku? Zabawka?
– Pudełko jest puste – informuję go, zamykając drzwi.
Kąciki warg Antosia unoszą się niespiesznie, ukazując kły.


--20-21--


"Zabawa" - Wojciech Gunia


Syn lubi zderzać resoraki. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że po każdej takiej zabawie czytam wiadomości o wypadku drogowym.


Kiedyś zrzucił na ziemię samolocik. Na następny dzień świat obiegły zdjęcia katastrofy.


Raz na ognisku zbudował z pokruszonych cegieł i patyków mały domek, w którym siedziały ludziki z papieru. Tego samego dnia dowiedzieliśmy się o ofiarach śmiertelnych pożaru w sąsiedniej wsi.


Patrzę na mojego syna. W jego ruchach nie ma gwałtowności, jego oczy są jasne i pogodne. Być może skądś „wie”, ale nie jest świadomy co.


Jest jeszcze druga możliwość, ale o niej akurat wolę nie myśleć.


 


"Kto tam stoi?" - Wojciech Gunia


Mijam ją co jakiś czas. Nie codziennie, nie regularnie, tylko co jakiś czas.


Widzę ją, postać odwróconą plecami, nieruchomą, w cienistej bramie, w bocznej alejce parku, gdzieś na krawędzi kręgu światła spływającego z latarni.


Nie potrafię określić jej płci. Ani wzrostu. Tak, jakby gdzieś zaburzała się perspektywa.


Niby skryta, rzuca się w oczy, wbija boleśnie w kącik oka, jak drzazga na gładkiej powierzchni świata.


Za każdym razem stoi pod innym kątem, czasami wydaje mi się, że niemal widzę zarys profilu.


Nic nie przeraża mnie tak bardzo jak myśl, że kiedyś staniemy twarzą w twarz, że kiedyś spojrzymy sobie w oczy.


--19--


"Pani" - Jakub Bielawski



,,Panią powiesili na takich hakach, o tu, pod sufitem. A potem oni sobie poszli spać, o tu, przy ogniu. I oni sobie śpią, śpią sobie, ale nie wiedzą, że ona żyje, że ona nie śpi i się na nich ciągle patrzy.” Dziewczynka nagle krzyczy, odkłada kartkę i biegnie do drzwi gdzie już czeka na nią tata. Wpada mu w ramiona, broda łaskocze ją w policzki. ,,Pożegnaj się ładnie” mówi tata. ,,Do widzenia.” mówi dziewczynka. Przedszkolanka podnosi rysunek, marszczy brwi. ,,A co dalej?” pyta. ,,Nie wiem” odpowiada dziewczynka, ,,ale jak w nocy przyjdzie do mnie ta pani to mi pewno opowie”.



--18--


"SERCE" - Anna Musiałowicz

Stukanie rozchodziło się po całym domu. Uporczywe, nieznośne, niedające się skupić na niczym. Nie ustawało, dopóki nie podniósł się, nie przeszedł korytarza, nie otworzył drzwi. Za nimi napotykał pustkę. Głupie dzieciaki robią kawały – pomyślał. Lekko kulejąc na prawą nogę wrócił na fotel, gdzie rozsiadł się wygodnie. Stukanie znów rozległo się w całym domu. Nie mógł go zignorować, ponownie ciężko się podniósł i ruszył korytarzem. Gdy tylko dotknął klamki, ucichło. Zirytowany wrócił do pokoju, wiedząc, że zaraz, wbrew sobie, ruszy ku drzwiom. Przemierzył drogę kolejny raz, a gdy je uchylił, usłyszał:
– Pod podłogą, mężu. Tu, gdzie ukryłeś moje martwe ciało.


--16-17--


Bez tytułu - Sandra Gatt Osińska


– Mamo za ile obiad?
„Za 50 złotych, jebany nierobie” – pomyślałam, krojąc cholerną marchewkę. Wściekłość sprawiała, że moje ruchy były niezdarne. Gdy ponownie opuściłam nóż na warzywo, ten ześlizgnął się i spadł wprost na palec. Odruchowo włożyłam skaleczony palec do ust. Przez tę pandemię utrudniono nam dostęp do mięsa. Ciągle jadłam paskudne strączki. Ach, jak bardzo marzyłam o dobrym steku…
Spojrzałam na syna i uśmiechnęłam się szeroko.
– Kochanie, co zrobiłaś z Tomkiem? Jest dziś wyjątkowo cicho... – zapytał mój mąż, wchodząc do kuchni.
– Będzie na obiad.
– Wyszedł z domu? W trakcie pandemii?!
– Będzie na obiad – powtórzyłam spokojnie, podając mężowi talerz z gulaszem.



 


Bez tytułu - Sandra Gatt Osińska


Poczuła gwałtowny ruch w brzuchu, jakby... Kopnięcie? Zmarszczyła brwi. Może to jakiś skurcz mięśni? Albo gazy w jelicie? Przekręciła się na drugi bok. Uderzenie, tam wewnątrz. Położyła rękę na brzuchu, była pewna, że coś się w nim rusza. Pobiegła do łazienki i pochyliła się nad muszlą. Zwymiotowała raz, drugi. Za trzecim miała wrażenie, że coś utknęło w gardle. Sięgnęła dłonią i złapała za przedmiot, wystający z spomiędzy warg. Z trudem wyciągnęła go i rzuciła na podłogę. Ujrzała złoty krzyżyk na łańcuszku. Z jej ust wymknęło się głośne beknięcie, z kącika ust pociekła krew. A mówili: „nie połykać księdza w całości”.



--15--


Bez tytułu - Karolina Mangusta Kaczkowska


Wydłubałam sobie oko, chcąc się podrapać. Zwisa mi teraz z oczodołu na nerwie i tętnicy. Dziwne uczucie. Jednocześnie widzę siebie w lustrze i swoje stopy oraz podłogę (trzeba było jednak wczoraj odkurzyć).
Zastanawiam się, co teraz? Wepchnąć oko z powrotem na miejsce?
Spróbuję, ale... zaraz...
Co to?
Coś się rusza w oczodole! Znowu swędzi! Przez krawędź oczodołu przełażą ogromne... stonogi? Segmentowane ciała mają z osiem centymetrów długości. Jak się tam pomieściły? Bujają wiszącym okiem, robi mi się niedobrze. Rzygam, kiedy opuszczają mój oczodół.
Teraz rozumiem, czemu matka tyle razy powtarzała: uważaj, żeby sperma nie dostała ci się do oczu.


--14--


POST MORTEM - Krzysztof Maciejewski


Pierwszy raz sfotografowano mnie, gdy już byłam martwa. W tamtych czasach, pod berłem małej wielkiej królowej, niewiele rodzin stać było na zrobienie zdjęcia żywemu dziecku. Namalowano mi śliczne oczy na powiekach, bo moje prawdziwe dawno zżarły robaki. Rodzice kazali przynieść wielkie kosze kwiatów z ogrodu, by okiełznać straszliwy smród wydobywający się z mojego ciała. Długo się czeka na pochówek w Londynie... Teraz wydaje mi się, że równie długo zwleka fotograf. Już tyle godzin siedzimy! Ale to chyba za moment! A sto lat później oglądacie wiktoriańskiego ojca, małą dziewczynkę i kobietę z dziwnym wyrazem twarzy, bo właśnie wtedy ścisnęłam jej dłoń...


--13--


"Teraz" - Bartłomiej Grubich

Krótka to była nić, a pękła. Szkoda. Długo jeszcze? Nie, odpowiedziała. Tylko przestań kaszleć, dodała. Słońce tańczyło na trawie, w takie dni jak ten tak bardzo trudno umierać. Czy wrócimy do szkoły? Nie, odpowiedziała. Jej wypowiedzi były krótkie i wątpiące, jakby nie umiała inaczej. Umiała, ale kiedyś, nie teraz. Teraz usiądź, powiedziała stanowczo, a dziecko usiadło. Teraz zamknij oczy. Zrobiło jak kazała. Za sobą usłyszało głosy, kiedy się nic nie widzi, słyszy się wyraźniej. Zapytało kto to, ale nikt nie odpowiedział. Poczuło zimno na swoim brzuchu, a tysiące motyli w kolorze czerwieni wzleciało w górę. A później rozsiadły się wszędzie.


--12--


"Nimfa" - Marcin Piotrowski


Polanę rozświetlało jedynie światło księżyca. Mężczyzna leżał pod jednym z niewielu rosnących drzew. Niewzruszone oczy skierowane były na nagą piękność. Bogini wydawała się emanować własnym źródłem światła. Stała nieruchomo, jak i nieruchomy wydawał się las, spowity nienaturalną ciszą. Z dumą prezentowała obfity biust jakby czekając na reakcję partnera. Na próżno. Niewzruszona tym nimfa, dotknięta doskonałością uśmiechnęła się w końcu prezentując zakrwawione zęby. Podeszła bliżej, stąpając lekko jakby nic nie ważyła. Długimi, ostrymi niczym brzytwa pazurami podrapała się po śnieżnobiałej skórze. Oblizała krew z ust i ukucnęła. Teraz miała lepszy widok. Z podnieceniem patrzyła na robactwo toczące zwłoki niedawnego kochanka.


--11--


"Przesądy" - Dagmara Adwentowska


Jest taki przesąd, że jeśli w studni pływają traszki, to woda w niej jest kryształowo czysta. Kiedy więc wyciągnąłem ceber pełen szarawych stworzonek, najpierw się ucieszyłem. Matka jednak była daleka od zachwytów i zauważyła, że traszki są niezbyt ruchliwe.
- Patrz, jakie wzdęte. Raczej nie powinny pływać brzuchami do góry. Struły się. W wodzie jest coś niedobrego.
Uciekłem wzrokiem w ciemną, pełną ech studnię. Mamusia przypadkiem trafiła w samo sedno. Mogłem to przewidzieć. Głupio zrobiłem, pośpiech mnie gonił. Tatę koniecznie trzeba teraz szybko wyłowić i schować w bezpiecznym miejscu, gdzie nie będzie już przeszkadzał ani truł mnie, mamie ani przesądom.


--10--


"Zamyślona" - Joanna Pypłacz



Wsparta skronią o ścianę zrujnowanego mauzoleum, klęcząca postać sprawiała wrażenie głęboko zamyślonej lub rozmodlonej. Aż dziw, że ktoś w ogóle pamiętał o grobach na tym od dawna opuszczonym i kompletnie zaniedbanym cmentarzu. A jednak, wzrok mnie nie mylił i ta kobieta naprawdę tam klęczała. Bił od niej dziwny chłód, co upodabniało ją do kamiennego posągu. Dopiero, gdy podszedłem bliżej, zrozumiałem, dlaczego: jej twarz nosiła znamiona zaawansowanego rozkładu. Rozdziawione usta zdawały się wołać o pomoc bądź o zbawienie duszy, gdy zobaczyła nad sobą Anioła Śmierci. Nie było mi dane to zgłębić, jest mi natomiast dane widzieć ją co noc we śnie.



--9--


„Cicha przystań” - Flora Woźnica



Latem dom prezentował się okazale. We wsi grasowali wandale, niszcząc i zatruwając życie jej mieszkańców, ale domownicy lokum przy rzece dość sprawnie się z nimi uporali i zabrali za remont. Budowla powiększała się na oczach sąsiadów, zwracając uwagę zwłaszcza białawymi elementami, odstającymi wyglądem od reszty konstrukcji. Kiedy nieco się do niej przybliżyli, odkryli jej największy sekret. Wewnątrz znaleźli ludzkie kości. Żebra i piszczele były już tylko odrobinę pokryte tkankami, najwyraźniej oczyszczone przez szybki nurt wody. Kilka dni wcześniej obok biwakowali zarządcy fabryki, którzy wylewali tu toksyczne odpady. Tym razem upili się zbyt mocno i najprawdopodobniej pochłonęły ich fale. Żeremie przetrwało.



--8--


„Piętro niżej” - Grzegorz Kopiec

Nienawidzę Anki od chwili jej narodzin. Młodsza siostrzyczka. Przekleństwo moje. Całe szczęście, że pokoje mamy na różnych piętrach, bo którejś nocy poszedłbym i własnymi rękoma udusił gada. Przyznaję, choruje, nawet ciężko, ale czy to wystarczający powód, aby wciąż się mną wysługiwać? A teraz jeszcze to. Za oknem zima i jakieś minus piętnaście stopni, ale w domu nagrzane, jak w piekarni, a ona:
- Romek, zrób coś, bo jest mi tu strasznie zimno.
Co miałem zrobić? Zszedłem do niej, ale gdy stanąłem w progu pokoju, nie wiedziałem: śmiać się, czy płakać. Zobaczywszy gładko zasłane łóżko, uzmysłowiłem sobie, że wczoraj ją pochowaliśmy.


--7--


"Szkło" - Krzysztof Rewiuk


Dziewczynka za szybą podnosi lewą rączkę. Ja podnoszę prawą. Uśmiecha się, odsłaniając szczerbę między zębami. Odpowiadam tym samym. Wystawia język – mój jest znacznie krótszy.
Mamy na sobie prawie identyczne, żółte sukienki. Jej włosy są nieco ciemniejsze, a oczy jakby mniej niebieskie, ale może to tylko kwestia innego oświetlenia.
- Alicja!
Głos, słabo tłumiony przez szkło, zapowiada rozstanie.
- Alicja, pośpiesz się, wychodzimy!
Dziewczynka odwraca się i biegnie do mamy, ja zostaję za szybą. Słyszę jeszcze z daleka:
- Mówiłam ci, że jak będziesz tyle stała przed lustrem, to w końcu zobaczysz potwora?
Kiedy dziewczynka wróci, żeby się ze mną pobawić, pokażę jej prawdę.


--6--


"Stara torba" - Anna Maria Wybraniec



- Ta stara torba do niczego już się nie nadaje - powiedziałeś do słuchawki telefonu.
Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Po raz kolejny popękała na szwach, naderwane uszy groziły katastrofą przy następnych zakupach. No, nikt nie mógłby się z taką pokazać publicznie. Skóra - zmacerowana, poznaczona plamami - nie zestarzała się szlachetnie.
- Śmierdzi, lepi się do palców, jak na nią patrzę, to chce mi się rzygać.
Pokiwałam głową, jak zawsze miałeś przecież rację; potem sięgnęłam do apteczki, wyciągnęłam igłę, długą, cienką, krzywą jak uśmiech, nawlekłam nić chirurgiczną i zaczęłam zszywać krawędzie skóry, z nadzieją, że w końcu przestanę pękać.



--5--


"Maseczka "ochronna"" - Tomasz Siwiec


Pedofil zaparkował pod szkołą i cierpliwie czekał na kolejną ofiarę. Ta, która właśnie szła w jego kierunku, nie mogła mieć więcej niż dziewięć lat. Różowe trampki, krótka spódniczka, jaskrawy podkoszulek i maseczka na twarzy. Szybkim ruchem otworzył drzwi i wciągnął dziewczynkę do samochodu. Ruszył na „piskach” i po chwili oddalił się spod szkoły. Zaciekawił go jej spokój. Zerknął w lusterko i zauważył, że dziecko zdejmuje z twarzy maseczkę. Wrzasnął przerażony, widząc żółte kły, które w momencie zatopiły się w jego szyję. Mała wampirzyca uśmiechnęła się na myśl o tym, że jednak te maseczki ochronne są bardzo praktyczne dla jej gatunku.


--4--


"Przyjaciele" - Barbara Mikulska


- Za co ja ci płacę? Dlaczego ta kanciapa jest nieposprzątana? Co to za wata?
Twarz mężczyzny nabiegła krwią, drobinki śliny pryskały naokoło, gdy wrzeszczał, wymachując rękami. Chyba najbardziej irytowało go, że podwładny kompletnie nie reaguje na reprymendę.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mówię?
Marian odwrócił się od szefa, wsunął rękę do pakamery i trącił grubą białą nić, potem przyglądał się, jak z każdego kąta wyłaniają się jego przyjaciele. Najmniejszy miał wielkość pięści, największy sporego kota.
- Pora karmienia, kochani – szepnął, popchnął szefa i zaraz zamknął drzwi.
Krzyki trwały ledwie chwilę, dopóki pająki nie zawinęły ofiary w kokon.


--3--


"Szczęśliwe dzieciństwo" - Artur Grzelak 


Tacoma, 1954


Skrwawiony nóż kolejny raz wbił się w ciało zwierzęcia. Chłopak sprawnie rozpruł brzuch kota, ukazując parujące wnętrzności. Metodycznymi ruchami wypatroszył truchło, wkładając poszczególne organy do przygotowanego wcześniej pudełka. Następnie odciął przednie i tylne łapy oraz wydłubał oczy. Zabierał się za ogon, kiedy usłyszał dochodzący z ganku głos matki:
- Teddy, chodź do domu. Kolacja czeka!
Ośmioletni Ted Bundy oderwał się od kocich zwłok, wstał i nieśpiesznym krokiem podszedł do stojącego nieopodal wiadra z wodą. Myjąc ręce z krwi złorzeczył w myślach, że żadna kobieta nigdy nie będzie mu rozkazywać. Dwadzieścia lat później zabił pierwszą ze swoich ponad trzydziestu ofiar.


--2--


"Siostrzyczka" - Marcin Majchrzak


Jako dzieci często spaliśmy razem, ale tego dnia siostra wyjątkowo mnie wkurzała. Wierciła się i ocierała o moje nogi. Czułam, jak bardzo jest zimna.
– Kąpałaś się w lodzie, czy jak? – zapytałam w końcu, ale Ania milczała.
Długo nie byłam w stanie zasnąć, wsłuchiwałam się więc w dźwięki zza ściany. Słyszałam, jak mój tato rozmawia z kimś w kuchni. Kto mógł być tak późnym gościem?
Wreszcie rozpoznałam głos. Ojciec rozmawiał z nikim innym, jak z moją siostrą. Mówiła mu, że nie śpi, bo musiała dłużej posiedzieć przy książkach.
Ale głupi sen! – pomyślałam.
Przecież Anka nie mogła być w dwóch miejscach jednocześnie.


--1--


"Edmund" - Maciej Szymczak


Edmund drżał z zachwytu słuchając zawodzenia potępionych dusz. Stał w cieniu latarni, pośród grobów i zardzewiałych krzyży, wpatrując się w dzieło swojego życia. Księżyc świecił ponad mogiłami roztaczając wokół diabelski czar. Zapach wilgotnej ziemi świeżo rozkopanego grobu mieszał się z trupim odorem unoszącym się spod wieka otwartej trumny.
Nieboszczka leżała na ziemi z szeroko rozwartymi nogami. Edmund trzymał w prawej dłoni zakrwawiony nóż, w lewej zaś narządy płciowe. Włosy łonowe przyjemnie łaskotały wewnętrzną część dłoni. Oczy zmarłej spoczywały w kieszeni spodni. Edmund zaśmiał się ponuro po czym ruszył alejką w stronę domu. To tam czekały na niego jego ukochane lalki.